Przykłady wierszy i rymowanek naszego autorstwa, pochodzące z większych, niepublikowanych dotychczas zbiorów.

1. Opowiadania
2. Historyjki niezwykłe
3. Dziecięce rymowanki
4. Wyliczanki
5. Zapętlone wierszyki
6. Wierszyki okolicznościowe
7. Bezpieczeństwo
8. Wiersze rocznicowe
9. Inne wierszyki

 

1. Opowiadania

Dratewka

Żył przed laty szewczyk pewien.
Jak wyglądał – tego nie wie
chyba nikt, co dziwne nie jest,
bo to były dawne dzieje.

Ludzie talent jego znali,
więc Dratewką go nazwali,
gdyż dla niego szycie dratwą
było rzeczą bardzo łatwą.

Gdy plątała się, to raz ją
przerwał szybko z szewską pasją,
czemu sam się nawet zdziwił,
bo z natury był cierpliwy.

W swym zawodzie był artystą,
a do tego specjalistą
od zamówień nietypowych.
Mnóstwo butów kolorowych –
wielkich, sporych, średnich, małych –
uszył tak, by pasowały
na przeróżnych zwierząt nogi:
słonia, strusia, lwa, stonogi,
lisa, wróbla, psa, motyla,
małpy, zebry, krokodyla,
myszy, kury, kota, jeża,
konia oraz nietoperza.

Sam zaś boso chodzić lubił.
Miał gdzieś buty, ale zgubił
do tych butów sznurowadła,
a więc ludzie porzekadła
dość znanego używali,
gdy się z niego podśmiewali.

Robił buty w niskiej cenie,
także te na zamówienie.
Do jakości jego butów
nigdy nie miał nikt zarzutów.
Nawet buty wyszukane,
zawsze były wykonane
ładnie, tanio i fachowo,
a do tego terminowo!

Szewczyk – dobry i uczciwy,
wszystkim ludziom był życzliwy.
Chociaż czasu miał niewiele,
mieli pewność przyjaciele,
że gdy nawet w środku nocy
szukać rady lub pomocy
przyjdą do Dratewki domu,
nie odmówi jej nikomu.

Szewczyk miał klientkę mrówkę,
której botki za złotówkę –
z eleganckiej skóry włoskiej,
na obcasie, z wąskim noskiem –
uszył kiedyś, bo nie była
zbyt zamożna, za to miła.

Kiedyś w nocy zapukała –
pilną sprawę bardzo miała,
bo swój tylny botek prawy
chciała oddać do naprawy.
Przy okazji też, w środkowym
chciała, by jej obcas nowy
szewczyk zrobił; więc zaspany,
z głębokiego snu wyrwany,
wziął się szybko za robotę,
myśląc, że się wyśpi potem.

Kiedy się zajmował botkiem,
mrówka szewczykowi plotkę
powiedziała w tajemnicy,
bardzo straszną, że z piwnicy
pod zamczyskiem, tym za lasem,
głośny lament słychać czasem,
bo zła jędza (co jest pewne!)
piękną więzi tam królewnę,
gdyż uwielbia dźwięk jej szlochu,
z głębi piwnicznego lochu.

Szewczyk był tym poruszony,
a ponieważ szukał żony,
to wieczorem, siedząc w domu,
myślał jak królewnie pomóc.
Czuł, że jest to trudna sprawa
i że czeka go przeprawa,
gdyż odstrasza jędza gości
atakami swojej złości.

Wiedział, że gdy jędza zła jest,
nochal bardziej jej wystaje,
oczy wielkie wybałusza,
strasznie też uszami rusza
i wydaje moc odgłosów.
A zapomnieć ich – nie sposób!

Gdzieś chodziły nawet słuchy,
że niedawno smok przygłuchy
do zamczyska trafił między
atakami złości jędzy.

Był to smok dość nietypowy,
bo mu z boków smoczej głowy,
wielkie uszy wyrastały,
które w trąbki się zwijały.
Za to skrzydła miał nieduże,
ale sprawne, więc podróże
bardzo szybkie mógł odbywać
oraz w wielu miejscach bywać.

Jędza smoka wywęszyła,
czym się strasznie zezłościła.
Smok, gdy ją zobaczył z bliska,
to ze strachu słuch odzyskał,
więc usłyszał jędzy dźwięki:
wrzaski, krzyki, wycie, jęki
i tak nimi się przeraził,
że się do niej mocno zraził.
Też na jędzę głośno ryknął,
potem prędko w lesie zniknął.

Ludzie zamek omijali,
gdyż się złości jędzy bali.
Czasem ktoś próbował wnikać
z czego jędzy złość wynika,
lecz Dratewka się nie głowił:
wykorzystać postanowił
najpierw doświadczenia własne.

– Może buty ma za ciasne?
Jaki numer jędza nosi?
Gdyby mrówkę tak poprosić,
żeby była taka miła
i jej buty mi zmierzyła?

Mrówka bardzo pomóc chciała.
Do zamczyska podreptała,
które otoczone murem
stało w lesie – dość ponure,
brzydkie, stare, brudne, ciemne,
zaniedbane, nieprzyjemne,
nie sprzątane… Z tej przyczyny
w oknach miało pajęczyny,
a w na wpół zburzonej wieży
było gniazdo nietoperzy.

Miało także bramę starą.
Mrówka pod tą bramą, szparą,
w mig do sieni się dostała,
choć się jędzy bardzo bała.
Butów kilka par znalazła –
były brudne, lecz w nie wlazła,
w środku kroki policzyła
i notatki sporządziła.

Gdy wróciła, dumnym głosem
przedstawiła taki wniosek:
– Z liczby policzonych kroków
widać, że gdzieś co pół roku,
stopy jędzy się zmieniają
i o numer powiększają.

A tej sknerze, czyli jędzy,
najwyraźniej żal pieniędzy,
żeby kupić buty nowe!
Wyjaśnienie masz gotowe!
Złość się wtedy w jędzy wzbiera,
gdy ją jakiś but uwiera!

Wziął się szewczyk za robotę.
Do roboty ręce złote
zawsze miał, więc uszył śliczne,
modne buty, lecz klasyczne,
na obcasie zgrabnym, który
wykończenie miał ze skóry.

Gdy je skończył, to czym prędzej
pobiegł, by odwiedzić jędzę
i ją spytać, czy by chciała
takie buty, gdyby miała
na ich kupno dość pieniędzy?
A jak nie, to… dać je jędzy.

Jędza brudną głowę myła.
Drzwi mu wściekła otworzyła,
lecz gdy zobaczyła buty,
każdy but przez trzy minuty
z błyskiem w oku oglądała.
Widać było, że by chciała
dostać butów nową parę
i móc zdjąć te ciasne, stare.

Gdy więc przyszło do płacenia,
to burknęła od niechcenia:
– Mógłbyś dać mi je w prezencie…
Szewczyk na to: – Niech ci będzie!

Jędza szybko buty wzięła
i z radością wykrzyknęła:
– Strasznie za nie ci dziękuję!
Zaraz w oba się obuję!
Jakie piękne! Jakie modne!
Jakie miękkie i wygodne!
Chciała też go pocałować,
lecz się szewczyk zdążył schować.

Gdy butami się cieszyła,
drzwi otwarte zostawiła
do piwnicy, przez pomyłkę,
więc królewna szybko, chyłkiem
przez otwarte drzwi uciekła…
Jędza nawet się nie wściekła,
bo zajętą miała głowę
przymierzając buty nowe!

A królewna, na wolności,
pełna szczęścia i wdzięczności
dla Dratewki, była żoną
dobrą, czułą… Wymarzoną!
Ich małżeństwo – wręcz wzorowe!

(Co pół roku buty nowe
od Dratewki dostawała,
żeby jędzą się nie stała.)

 

2. Historyjki niezwykłe

Kubuś i tajemnicza dynia

Kubuś chciał z ogrodu przynieść
dla przyjaciół piękną dynię.
Całe lato ją hodował,
plewił grządkę, pielęgnował,
miał więc dynię okazałą.
Jak się jednak okazało,
była cięższa od Kubusia.
Więcej siły mieć by musiał,
żeby ją do domu zanieść,
choć solidne zjadł śniadanie.

Kubusiowi wpadł do głowy
pomysł, żeby na połowy
dynię przeciąć. Pestki z miąższem
wyjmę – myślał – i wydrążę
tak na pół przeciętą dynię,
wtedy każda część popłynie
do samego domu rzeką,
która jest tu niedaleko.
Części są jak łódki prawie,
więc je łatwo rzeką spławię.

Lecz gdy wziął się do krojenia,
dynia jakby od niechcenia
powiedziała: „Przyjacielu,
wiem, że masz kolegów wielu.
Gdyby wszyscy się zebrali,
wodą z rzeki mnie podlali,
to bym jeszcze wam urosła.
Moglibyście łódź na wiosła
zrobić ze mnie, nawet statek.
Dzieci zwołał Kubuś zatem,
żeby wodę z nim nosiły,
bo sam nie miał tyle siły.

Wszyscy wspólnie pracowali,
dynię wodą tak podlali,
że im w oczach napęczniała.
Kształtem swym przypominała,
bardziej statek, a nie dynię.
Wszystkie dzieci stały przy niej,
zachwycone i szczęśliwe.
Przyglądały się z podziwem,
bo nie widział nikt takiego
jeszcze statku dyniowego.

Gdy już dynia się napiła,
to się sama odczepiła
od łodygi i zsunęła
się do rzeki. Podpłynęła
zaraz prosto do pomostu.
Dzieci mogły więc po prostu,
wprost z pomostu wsiąść na dynię.

Teraz dynia z nimi płynie
w tajemniczy, wielodniowy
fantastyczny rejs dyniowy.

Pokój Danki

Danka ma na strychu pokój.
Lubi go, bo jest w nim spokój,
więc zapewnia wypoczynek.
Nie zaprasza tam dziewczynek,
choć im opowiada o tym,
że w nim dziwne ma przedmioty,
wśród nich kilka wręcz niezwykłych.
Koleżanki już przywykły,
że ich tam nie wpuszcza Danka.

Jedna Danki koleżanka,
chciała kiedyś wejść tam jednak.
Sytuacja odpowiednia
przydarzyła się niebawem.
Danka załatwiała sprawę
przez telefon na balkonie,
bo ktoś właśnie dzwonił do niej.
Rozmawiała więc, w tym czasie,
piętro niżej na tarasie,
była koleżanka Danki.
Piła kawę z filiżanki,
bo do Danki przyszła w gości.

Nie straciła sposobności,
żeby wejść na strych po cichu.
Kiedy była już na strychu,
dziwna rzecz się stała, bo jej
pomyliły się pokoje –
weszła, ale nie do tego,
co wejść miała, lecz innego,
który drzwi miał uchylone.

Zobaczyła rozwalone
ciężkie meble, brudne ściany,
stare story i firany,
sufit, co był kiedyś biały,
teraz w pajęczynach cały.
Gdy spojrzała na podłogę,
pomyślała: – Nie, nie mogę!
Warstwa kurzu była grubsza,
niż leżący na niej futrzak.
Nie był ze sto lat trzepany!
Pokój tak był zaniedbany,
że się nie mieściło w głowie.
Był ponury jak grobowiec.

Pomyślała wtedy: – O jej!
Pomyliłam te pokoje –
i nie myśląc wiele, zaraz
zbiegła kawę pić na taras.

Papugi i jaguar

Żyły w dżungli dwie papugi.
Jedna miała ogon długi,
z piór przepięknych, kolorowych,
dla papugi dość typowy.
Druga miała ogon marny,
z rzadkich piórek, krótkich, czarnych.
Była niezadowolona
i wstydziła się ogona.

Na gałęzi raz siedziały
i za głośno trajkotały,
bo usłyszał je jaguar.
A jaguar nie niezguła,
cicho zakradł się pod gałąź.
Wytężając siłę całą,
do gałęzi skok wykonał,
tak że sięgnął do ogona
tej, co dłuższy miała ogon,
więc dostała lekcję srogą,
gdy jaguar miał w pazurach
z jej ogona piękne pióra.
Ledwo ogon z nich wyrwała!
Ta z tym krótszym, łatwo zwiała.
Teraz jest zadowolona –
już nie wstydzi się ogona.

 

3. Dziecięce rymowanki (nursery rhymes) – tłumaczenia na polski

The incy wincy spider

The incy wincy spider
Climbed up the water spout
Down came the rain
And washed the spider out
Out came the sun
And dried up all the rain
And the incy wincy spider
Climbed up the spout again

Jakiś taki pająk
do rynny się co sił
gramolił, ale deszcz spadł
i pająka zmył.
Słońce wysuszyło
deszcz za jakiś czas,
Jakiś taki pająk,
znów do rynny wlazł.

Twinkle, twinkle little star

Twinkle, twinkle little star,
How I wonder what you are.
Up above the world so high,
Like a diamond in the sky.
Twinkle, twinkle little star,
How I wonder what you are!

Mała gwiazdko migocz nam,
choć tak mało ciebie znam.
Hen z wysoka zobacz nas,
ześlij diamentowy blask.
Mała gwiazdko migocz nam,
choć tak mało ciebie znam.

Baa, baa, black sheep

Baa, baa, black sheep,
Have you any wool?
Yes sir, yes sir,
Three bags full.
One for the master,
One for the dame,
And one for the little boy
Who lives down the lane.

Bee, bee, czarna owco,
czy masz może wełnę?
Tak, proszę pana,
trzy torby pełne.
Jedną dla szefa,
drugą dla damy,
jedną dla chłopca,
co mieszka za nami.

4. Wyliczanki

Oczko w głowie

Opowiadał bocian sowie,
że jest jego oczkiem w głowie.
Sowa wzrokiem go zmierzyła,
wcale mu nie uwierzyła.
Bocian mówi raz-dwa-trzy,
oczkiem w głowie będziesz ty!

Prosto z mostu

Z grubej rury, bez ogródek,
mówi do nas krasnoludek.
Słychać to po jego głosie,
że na pewno jest nie w sosie.
Kto mu powie, tak po prostu,
prawdę w oczy, prosto z mostu?
Raz-dwa-trzy, raz-dwa-trzy,
prawdę masz powiedzieć ty!

Mysz kościelna

Dźwiga worek bardzo dzielna,
ale biedna mysz kościelna.
W worku ma zapasy spore,
a więc jest to ciężki worek.
Raz-dwa-trzy, raz-dwa-trzy,
Teraz myszy pomóż ty!

 

5. Zapętlone wierszyki

Miesiące

Idzie styczeń mrozem skuty,
a za styczniem idzie luty.
Tuż za lutym biegnie marzec,
po nim kwiecień z wiosną w darze.
Za nim – kwiaty maj rozdaje,
czerwiec biegnie tuż za majem
niosąc lato. Za nim lipiec
z sierpniem chcą nas słońcem przypiec.
Po nich niesie wrzesień jesień,
a październik chłód przyniesie.
Za nim się listopad skrada,
grudzień zimę zapowiada.
Za nim – styczeń mrozem skuty…

Spiżarnia warzywna

Seler leży obok pora,
a za porem dynia spora.
Obok dyni kalarepka,
a za kalarepką rzepka.
Koło rzepki jest szczypiorek,
za szczypiorkiem grochu worek.
Obok grochu jest kabaczek,
za kabaczkiem tym buraczek.
Za buraczkiem widać marchew,
koło marchwi też, pieczarkę.
Za pieczarką jest ogórek,
za ogórkiem, czosnku sznurek.
A przy czosnku garść fasoli,
za nią widać pomidory,
tuż za nimi jest brukselka,
zza brukselki seler zerka.
Seler leży obok pora…

Instrumenty

Skrzypce zaskrzypiały
zbudziły cymbały.
A cymbały pędem
obudziły bęben.
Bęben nie był głąbem
i obudził trąbę.
Trąba podchwyciła
i klarnet trąciła.
Klarnet już po chwili
do gitary kwilił.
Gitara się spięła,
do fletu brzdąknęła.
Flet miał skrzypce blisko,
cicho do nich pisnął.
Skrzypce zaskrzypiały…

 

6. Wierszyki okolicznościowe

Dzień mózgu

Obchodzimy dziś dzień mózgu.
Mózg człowieka jest jak muskuł.
Gdy ktoś chce na mózg swój liczyć,
musi go jak muskuł ćwiczyć,
ale gdy tak się nie dzieje,
mózg jak muskuł mu zwiotczeje.
Wiotki mięsień – problem mały,
gorzej, gdy jest mózg zwiotczały.

Dzień Świętego Patryka

W dzień Świętego Patryka
piwo Irlandczyk przełyka.
Usta zanurza w pianie –
miłe jest to świętowanie!
Trzeźwy czy podchmielony,
uwielbia kolor zielony.
Z okazji święta tego,
wszystkiego najlepszego!

Dzień stolarza

Dzisiaj mamy dzień stolarza,
stolarz musi więc uważać.
Tak planować świętowanie,
by się po nim za działanie
z ostrym nie brać już narzędziem,
nawet, gdy uważać będzie.
U stolarza bezpieczeństwo,
zawsze musi mieć pierwszeństwo.

7. Bezpieczeństwo<

Odblaski

Gdy ktoś idzie nocą drogą,
to kierowcy widzieć mogą
dobrze go, gdy ma odblaski.
Mogą to być kółka, paski
na ubraniu czy plecaku,
albo w kształcie innych znaków,
lub wiszące, kolorowe
elementy odblaskowe.
Gdy jest pieszy bez odblasku,
na tle pola albo lasku,
jest on prawie niewidoczny
nocą albo w wieczór mroczny,
zwłaszcza gdy z przeciwnej strony,
światłem będzie oślepiony
kierujący, co się zdarza,
pieszych więc nie zauważa.
Żeby drogą iść bezpiecznie,
odblask musisz mieć koniecznie!

Kask

Ktoś, kto jeździ na rowerze,
chyba dobrze o tym wie, że
nieszczęśliwa go wywrotka
może w czasie jazdy spotkać –
jeśli się uderzy w głowę,
to nieszczęście jest gotowe.
Warto mieć to na uwadze
i kask wkładać – dobrze radzę!
Chronić łokcie też, kolana,
chociaż nie jest wymagana
przepisami ta ochrona,
to też nie jest zabroniona.
Gdy na rower idziesz, raczej
weź ze sobą ochraniacze.

Foteliki samochodowe

Dzieci jeżdżą w fotelikach.
Podpowiada to logika,
a przepisy określają
wzrost tych dzieci, które mają
w foteliku być wożone.
Muszą w nim zabezpieczone
zostać bezpieczeństwa pasem.
Chociaż się wydaje czasem
to zadaniem kłopotliwym,
to wypadek nieszczęśliwy
może dziecku się przytrafić,
gdy kierowca nie potrafi
fotelika obsługiwać
i właściwie go używać
lub, co gorsza, się odważy
te przepisy zlekceważyć.

 

8. Wiersze rocznicowe (pisane na zamówienie)

Dla Kasi na czterdzieste urodziny

To jest wiersz, by naszą Kasię
trochę wzruszyć. Kasia zna się
na poezji, więc doceni
pewnie wiersz ten. Zachwyceni
są już wierszem fundatorzy.
(Satysfakcję też autorzy
sporą z tego wiersza mają,
bo w ten sposób zarabiają.)

Kasia kończy lat czterdzieści.
Ludziom w głowie się nie mieści,
że tak szybko to zleciało.
Ci co pamiętali małą,
śmieszną, rezolutną Kasię,
myślą o minionym czasie
ze wzruszeniem, rozrzewnieniem…
Ale Kasie wie już, że nie
warto na to czasu wiele
tracić, bo ma inne cele.

Właśnie firmę założyła.
Korporacja ją wkurzyła,
w której lata pracowała.
Niezłą kasę zarabiała,
lecz dyskomfort miała duży
i nie chciała więcej służyć
w absurdalnej jej machinie,
więc podziękowała i nie
ma do siebie żalu wcale.

Teraz czuje się wspaniale,
gdyż o sobie decyduje.
Wtedy, kiedy chce pracuje,
robi kiedy chce wakacje
i ma większą satysfakcję.

Gdy służbową swą toyotę
oddać miała, jota w jotę
taką samą gdzieś kupiła.
Z korporacji tym zadrwiła,
bo koledzy jej myśleli
dość naiwnie, że jeżeli
zwolni się, to straci dochód
i na taki jej samochód
bardzo długo stać nie będzie.
Jak wiadomo, byli w błędzie.

Kasia lubi film, muzykę,
lecz jest szmiry przeciwnikiem.
Lubi zesół Coldplay, U-2.
Jest też fanką ładnych butów,
ciągle nowe gdzieś kupuje,
lecz najchętniej spaceruje
w adidasach swoich starych,
których ma od lat… dwie pary.

Choć ma sporo ubrań modnych,
preferuje styl wygodny
i praktyczny. Niekosztowny
lecz z pomysłem i gustowny.
Z kwiatów lubi róże, dalie,
z doniczkowych też azalie,
lecz jej często usychają,
bo… za mało wody mają.

Kasia nie je już słodyczy
i wyrobów cukierniczych,
chociaż czasem o nich marzy.
Dzięki temu mało waży
i sylwetkę ma sportową,
bo odżywia się też zdrowo
Ma więc wciąż prezencję laski,
zasługując na oklaski.

Wszyscy, którzy znają Kasię,
wiedzą, że dogadać da się
z Kasią bez problemu prawie,
w każdej zawodowej sprawie.
Ale gdy ktoś chce prywatnie
Kasię poznać, to się natnie,
bo ma Kasia wymagania –
łatwo rozpoznaje drania.

Żyj nam Kasiu bardzo długo,
załóż jeszcze firmę drugą,
no i może trzecią potem.
Wszyscy chętnie by robotę
w każdej z Twoich firm podjęli,
gdyby tę możliwość mieli.

Wszyscy z tym życzeniem i z tym,
żeby w życiu osobistym
wszystko Ci się ułożyło,
i by Ci się dobrze żyło,
dziś do Ciebie przychodzimy.
A po cichu też liczymy,
że tu coś dobrego zjemy
i się wspólnie napijemy.

 

9. Inne wiersze

Legenda o Syrenie Zielenicy z Trzęsacza

W dawnych i pogańskich czasach,
była gdzieś w nadmorskich lasach
wieś rybacka, dość typowa.

Jej mieszkańcy na połowach
ryb w Bałtyku czas spędzali.
Kiedy sieci zastawiali,
podziwiali śpiew syreni
jego czarem zachwyceni.

Gdy syreny im śpiewały –
córki boga mórz, a miały
wyjątkowo piękne głosy –
nikt ich śpiewu nie miał dosyć.

Czasem, gdy syrenka mała
w sieci im się zaplątała,
to rybacy w oka mgnieniu
pomagali w uwolnieniu
się syrence z oczek sieci,
bo bóg mórz o swoje dzieci
bardzo troszczył się. Wiedzieli
to rybacy, więc nie chcieli
się narażać na gniew jego
często straszny, i dlatego
żyli w zgodzie z morza bóstwem.

A z połowu zawsze z mnóstwem
ryb wracali okazałych,
nigdy więc nie głodowały
ich rodziny. I tak żyła
wieś przez lata, lecz zmieniła
bieg historia i pogaństwo
zastąpiło chrześcijaństwo.

We wsi kościół postawiono
i mieszkańców nawrócono
na nieznaną dla nich wiarę.
Gdy lat upłynęło parę,
kilku z nich już zapomniało,
że się kiedyś bardzo bało
boga mórz, więc gdy złowili
raz syrenę, ani chwili
już się nie zastanawiali,
tylko do wsi ją zabrali.

A na imię Zielenica
miała ona. W jej źrenicach
ludzie zieleń morskiej toni
mogli dostrzec, ale oni
patrzeć jej nie chcieli w oczy –
bali się, że zauroczy
ich spojrzeniem, więc czym prędzej
poszli się naradzić z księdzem.

Ksiądz polecił, by ją wsadzić
do ogromnej z wodą kadzi,
bo chciał ochrzcić ją, gdyż wierzył,
że postąpić tak należy,
choć na twarzy jej syreniej
widział rozpacz i cierpienie –
wielkie, niewypowiedziane.
Następnego dnia, nad ranem
spostrzeżono, że… nieżywa
Zielenica w kadzi pływa.
Zmarła z żalu. Tak tęskniła
za swym morzem, w którym żyła,
że jej serce bić przestało.

Jakby tego było mało,
ciała morzu nie oddano,
lecz syrenę pochowano
na cmentarzu przy kościele.

Tego było już za wiele
dla jej ojca. Zrozpaczony,
w wielkim bólu pogrążony,
chciał pokazać, co to znaczy
bóstwa gniew, więc moc grzywaczy
groźnych wysłał, by zniszczyły
wieś z kościołem i podmyły
cmentarz z jego dziecka grobem,
bowiem tylko tym sposobem
mógł odzyskać córki ciało.

Chciał, by morze je zabrało
jak najdalej od tych ludzi.
Lat kilkaset tak się trudził,
bardzo zdeterminowany.

Klif falami podmywany
się osuwał. Gdy urwisko
już kościoła było blisko,
od uderzeń fal się trzęsła
cała wieś – stąd nazwa Trzęsacz.

W końcu cmentarz był podmyty –
kościół się zawalił przy tym,
pozostała jedna ściana.

Dzięki ścianie, rymowana
ta legenda ma realne
potwierdzenie materialne.
Bóg mórz już się uspokoił,
więc na razie ściana stoi.