Inne wiersze

Legenda o Syrenie Zielenicy

1.

W dawnych i pogańskich czasach,
była gdzieś w nadmorskich lasach
wieś rybacka, dość typowa.

Jej mieszkańcy na połowach
ryb w Bałtyku czas spędzali.
Kiedy sieci zastawiali,
podziwiali śpiew syreni
jego czarem zachwyceni.

Gdy syreny im śpiewały –
córki boga mórz, a miały
wyjątkowo piękne głosy –
nikt ich śpiewu nie miał dosyć.

2.

Czasem, gdy syrenka mała
w sieci im się zaplątała,
to rybacy w oka mgnieniu
pomagali w uwolnieniu
się syrence z oczek sieci,
bo bóg mórz o swoje dzieci
bardzo troszczył się. Wiedzieli
to rybacy, więc nie chcieli
się narażać na gniew jego
często straszny, i dlatego
żyli w zgodzie z morza bóstwem.

A z połowu zawsze z mnóstwem
ryb wracali okazałych,
nigdy więc nie głodowały
ich rodziny. I tak żyła
wieś przez lata, lecz zmieniła
bieg historia i pogaństwo
zastąpiło chrześcijaństwo.

3.

We wsi kościół postawiono
i mieszkańców nawrócono
na nieznaną dla nich wiarę.
Gdy lat upłynęło parę,
kilku z nich już zapomniało,
że się kiedyś bardzo bało
boga mórz, więc gdy złowili
raz syrenę, ani chwili
już się nie zastanawiali,
tylko do wsi ją zabrali.

A na imię Zielenica
miała ona. W jej źrenicach
ludzie zieleń morskiej toni
mogli dostrzec, ale oni
patrzeć jej nie chcieli w oczy,
bali się, że zauroczy
ich spojrzeniem, więc czym prędzej
poszli się naradzić z księdzem.

4.

Ksiądz polecił, by ją wsadzić
do ogromnej z wodą kadzi,
bo chciał ochrzcić ją, gdyż wierzył,
że postąpić tak należy,
choć na twarzy jej syreniej
widział rozpacz i cierpienie,
wielkie, niewypowiedziane.
Następnego dnia, nad ranem
spostrzeżono, że… nieżywa
Zielenica w kadzi pływa.
Zmarła z żalu. Tak tęskniła
za swym morzem, w którym żyła,
że jej serce bić przestało.

Jakby tego było mało,
ciała morzu nie oddano,
lecz syrenę pochowano
na cmentarzu przy kościele.

5.

Tego było już za wiele
dla jej ojca. Zrozpaczony,
w wielkim bólu pogrążony,
chciał pokazać, co to znaczy
bóstwa gniew, więc moc grzywaczy
groźnych wysłał, by zniszczyły
wieś z kościołem i podmyły
cmentarz z jego dziecka grobem,
bowiem tylko tym sposobem
mógł odzyskać córki ciało.

Chciał, by morze je zabrało
jak najdalej od tych ludzi.
Lat kilkaset tak się trudził,
bardzo zdeterminowany.

6.

Klif falami podmywany
się osuwał. Gdy urwisko
już kościoła było blisko,
od uderzeń fal się trzęsła
cała wieś (stąd nazwa Trzęsacz).

W końcu cmentarz był podmyty –
kościół się zawalił przy tym,
pozostała jedna ściana.

Dzięki ścianie, rymowana
ta legenda ma realne
potwierdzenie materialne.
Bóg mórz już się uspokoił,
więc na razie ściana stoi.